środa, 2 września 2009

wyprzedaż dla Behemotów

Jakby ktoś chciał buty kupić - wybór może niewielki, bo tylko jeden rozmiar, ale za to nietypowy, poszukiwany - 49.
Chciałbym zobaczyć kobietę, którą taki bucik ciśnie w nóżkę.


komiks 19

nowy blog pejota

Wszystkich zainteresowanych procesem domowego warzenia piwa zapraszam na bloga

www.browar-elefant.blogspot.com

Staram się tam maksymalnie szczegółowo opisać moje zmagania z tym pięknym hobby. Dużo zdjęć, czytelne opisy. Może i Wy macie ochotę spróbować?...

Z lagerowym pozdrowieniem
Wasz pejot.

środa, 12 sierpnia 2009

browar ELEFANT

Panie i Panowie, z wielką radością chciałbym zakomunikować, że od połowy sierpnia 2009 r. rusza browar domowy Elefant. Docelowo specjalnością minibrowaru mają stać się piwa pszeniczne, ale zanim to nastąpi, skupiamy się na lagerach.




Pięć pierwszych osób, które skomentują posta, dostanie od autora bloga butlę świeżo uwarzonego piwa - tym bardziej cenne, że z pierwszej warki!

niedziela, 9 sierpnia 2009

zakup miesiąca

To stało się tak nagle.

Poszliśmy do sklepu po piwo, rzecz normalna, codzienna, rutyna rzec by można.
Przy kasie zobaczyłem coś takiego. W pierwszej chwili pomyślałem, że może to żart, w drugiej, że chyba termin przydatności do spożycia minął w 1999r. Ale nie. Okazało się, że piwo po prostu NIE SCHODZI.



Panie i Panowie, Paulaner Dunkel za 2 zł / but. Przypomnę: Polska, 2009r.

Poprosiłem o wszystko, co mają na zapleczu.

Niestety, na zapleczu pani miała jedynie 3 sztuki. Czwarta, to ta która stała przy kasie (oczywiście ją też zgarnąłem). Pani zaczęła zdzierać z niej metkę, ale ją powstrzymałem, bo nikt by mi nie uwierzył.

Dla niewtajemniczonych wyjaśnię: Paulaner, to wyborne, niemieckie pszeniczne piwo, które normalnie kosztuje ok. 6 zł.

czwartek, 23 lipca 2009

wakacje z Kononowiczem

Lato, upał, resztki kaca. Jak kreatywnie wykorzystać ten stan ducha? Można zostać w domu. Można pooglądać TV. Można poczytać. Albo pojechać na wysypisko śmieci.



Ta trójka na pewno nie była zawiedziona. Ogólna wesołość i przyjacielska atmosfera (bałbym się użyć określenia "rodzinna") ogarnęła wszystkich podczas wjazdu terenowym samochodem na szczyt góry śmieci. Mimo straszliwego upału i smrodu (mówię o wysypisku) bawiliśmy się jak dzieci.



Niemymi obserwatorami były wszechobecne bociany. To dumne i piękne ptaki, choć niektórzy uważają je za zwierzęta. Traktowały nas z pewną taką wyższością. Nie dadzą nam zapomnieć, że od nich pochodzimy.



Niezapomniane wrażenia, o zachodzie słońca uchwycić odlatujących w bezkresną dal przodków.



Tydzień temu przez przypadek wyrzuciłem do kosza całkiem sprawny długopis. Niestety, nie udało mi się go tutaj odnaleźć. Pewnie zabrał go sobie ktoś z sortownicy, miał taką przyjemną niebieską nakrętkę.



Próbowałem czegoś się dowiedzieć, ale nawet po naciskach szefów wysypiska i przedstawicieli polityki pracownicy udawali, że nie wiedzą o jaki długopis chodzi.



Ale i tak się domyśliłem, kto go znalazł i nic nie powiedział.

środa, 22 lipca 2009

Bóg dał mi znak

Od rana już miałem taki lekko czepliwy nastrój. A to przycisk w pilocie od telewizora wytarty bardziej niż inne, a to uszko w kubku nie na tej wysokości co trzeba, a to klamerka zielona obok czerwonej na balkonie, a dziś mnie takie zestawienia drażnią.
Jadę do pracy rowerkiem, mijam różne rzeczy po drodze, od znanych, jak krawężniki czy mlecze, po bardziej egzotyczne jak kosz na śmieci czy zielone światło na przejściu. No ale nieważne.

Nagle Pan zesłał mi znak, a raczej tablicę.



Patrzę, lekko nie będzie. Wyzwanie ewidentne. Normalnie bym zostawił, huk, niech inni się męczą, ale nie, nie dziś. Nie w Dniu Uszka od Kubka Wyżej Niż Trzeba.

Rachuję jak w instrukcji. Prosta sprawa, bo z zerem łatwo się mnoży. 10076047060.
Co do ch..., myślę. Ani pod to zadzwonić nie idzie, ani uwierzyć się nie chce, że mają tyle tablic. Sprawdzam w google. O proszę, 1 wynik wyszukania na tyle stron w sieci. Strona japońska. O amebach.
Nie tędy droga, myślę (to nie tak, że boję się ameb). Ślepy zaułek.

Gdzieś musi być haczyk. Spróbujmy inaczej:

Tu już nam coś wyszło. Początkowo traktowałem jedną z liter jako "N", ale wynik wychodził absurdalny - 7. Przyjrzałem się tablicy raz jeszcze. No jasne! To nie jest przecież nic nie mówiące "DOWYNAJĘCIA", tylko "DOWYHAJĘCIA". Mozolne obliczenia raz jeszcze. I jest. Nagle wszystko składa się w logiczną całość. Mamy wynik - 1. Poprzednio wyszło mi 4. Teraz 1. Sumujemy - daje nam 5.

Czy trzeba coś więcej tłumaczyć? 5. Od piątki, sprawdziłem, zaczynają się w polsce numery telefonów komórkowych. Czyli, uwaga, numer na tablicy jest numerem telefonu.

Czegoś jednak nadal mi brakuje.
Sumuję wszystkie znaki na tablicy. Razem 20. Na miecz Pana! To jest odpowiedź! Mają 20 takich tablic! Cholerny żartowniś nie mógł jasno określić: "zadzwoń pod numer (...), tablic mamy tyle a tyle". Reklama powinna być prosta do bólu, czytelna dla każdego. A nie jakieś całki i dzielenie.

Sprytnie, kolego. Ale nie trafiłeś na jełopa.

niedziela, 5 lipca 2009

komiks 16, czyli Ubaw Po Pachy


Takie trochę z życia wzięte. Może nie tyle problemy z prostatą, co siusianie pulsacyjne. Dziecięciem będąc, wspólnie z kolegą popełniliśmy parę piwek w okolicach dworca PKS. Naturalnym było, że prędzej czy później pęcherze nam opuchną, młode jeszcze i nie rozciągnięte. Problem w tym, że te prędzej czy później nastąpiło prędzej, i to w miejscu publicznym. Stanęliśmy więc pod jakimś ogrodzeniem. Za nami Central Park, a przed nami przez dziurki w ogrodzeniu pociągi jadą, jako że z PKS na PKP mamy widok i na odwrót.

Stoimy tak i obkurczamy pęcherze, gdy za nami wyrosła policja. Wolałem, gdy za mną był jedynie Central Park. Krępuję się, jak ktoś patrzy na mnie jak sikam.
- Przestańcie - powiedział jeden z nich.
- Dobra, zaraz - powiedział jeden z nas.
- Ale natychmiast przestańcie - powiedział drugi z nich, tracąc cierpliwość.
- Ej, naprawdę się staram! - wzburzyłem się - ale to jest silniejsze ode mnie!

I, jak to się mówi, piznąłem śmiechem. Im bardziej się śmiałem tym mniej mogłem przestać, im mniej mogłem przestać, tym bardziej pulsowało. I tak w kółko, do ostatniej, złocistej kropelki.

Ku naszemu zdziwieniu, jak się odwróciliśmy, nie mieli zamiaru nawet nas spisać. Byli zbyt rozbawieni.

Ot, taka anegdotka.

każdy z nas ma swoje prawa

A to mi się przyśniło nad ranem, taki obrazeczek z takim podpisem. Nie zastanawiając się głębiej nad jego sensem, publikuję.


komiks 15, czyli Podchwytliwa Owieczka

czwartek, 2 lipca 2009

Grūtas Park - Lietuva

Muzeum socrealizmu. Po tym jak Litwa odzyskała niepodległość, Viliumas Malinauskas, lokalny biznesmen, wpadł na jeden z tych genialnych pomysłów, jak zrobić coś z niczego. Pozbierał "śmieci", czyli wszystko to co burzono i wywalano po ZSRR i zrobił z tego park. Muzeum istnieje od 2001 r., wstęp kosztuje 20 Lt, parking niezmiennie zapchany autokarami...


Eksponatów setki tysięcy. Wszystko spiętrzone na 20 hektarach. Mapkę z opisem można obejrzeć TUTAJ


A ten kadr powyżej jakoś mi się skojarzył z Oświęcimskim Auschwitz. Albo z wystawami w bibliotece, gdy jeszcze pracowałem na uniwersytecie. W sumie, podobne nastroje we mnie budzą oba miejsca.


A pod sufitem podwieszony projektor Benq za 10.000pln :) Generalnie fajny klimat. Dobrze, że nie było ludzi, do tych pomieszczeń i klimatu jednak lepiej pasuje pustka.


Sala wykładowa? Obsługa bez wyjątku poprzebierana w stroje danej epoki. Jak nie patrzą, można im nawet zrobić naturalne ujęcie.

Druskininkai - Lietuva

Malutka, sympatyczna mieścinka, tak blisko nas, że aż wstyd, że nie jeździmy tu częściej. Może niebawem, bo w planach zakup samochodu.
Cisza, bardzo mało ludzi (mimo, że sezon rozpoczęty). Pogoda była znakomita, może nawet ciut za gorąco jak dla mnie (a kiedy mi nie jest za gorąco, inna sprawa), można było leniwie kroczyć alejkami i nasycać się urokiem życia.

W tym właśnie miejscu dali mi Gubernijas z cytryną, co to najpierw się zmierzwiłem, potem pomyślałem "spoko, może tak trzeba i ja do tej pory robiłem to źle", a po chwili z uśmiechem na ustach i półprzymkniętymi powiekami pozwoliłem sobie na dwa kufle zapomnienia.

Trakai - Lietuva

"Chodź, będzie fajnie, może przestanie padać" - mówiła. "O, stąd będzie dobrze widać, zobacz, calutki zamek". Padać nie przestało, zamek za mgłą, dobrze chociaż, że nie padało w knajpie. A czymże nas uraczyli. Kibiny (karaimskie pierożki z mięsem), i kociołek z... jak to powiedzieć, mięso, ziemniaki, jakieś zielone warzywa i na to śmietana. Wszystko prosto z pieca. Gorące to jak cholera, stygnąć nie chciało, a byłem głodny. Zjadłem połowe i byłem pełen. A garnuszek może wielkości kubka 0.5l. Na koniec gospodyni (oj, gospodyni od razu, właścicielka lokalu) poczęstowała kielichem krupniku własnej roboty. Mocna sprawa. Na chwilę jakby przestało padać...

Liškiava - Lietuva

Więc tak. Płyniesz i płyniesz, proszę ja ciebie, tym stateczkiem z Druskiennik, i nagle lądujesz na brzegu małej miejscowości. Co tu dają? Klasztor dominikański. OK, spoko. Jakby stała tam tylko stodoła, też byśmy pewnie wysiedli (byłem z grupą). Nawet nie wchodziłem do środka. Patrzyłem tęsknie w dal, na lasy i rzekę.

Dobra, wszedłem do środka, ale tylko na chwilę.
A potem zostałem na dłużej, bo było zajebiście chłodno i przyjemnie.

PS Na zdjęciu oczywiście tylko baszta, a nie klasztor. Dominikanie, jacy by nie byli, na pewno nie są aż tak skromni.

Litwa - na co się rzucać


Co się przywozi (tzn. co ja przywożę, u nas ciężko to znaleźć, a produkty są to wybitne):


- ser wędzony z kminkiem i ziołami (20 Lt/1kg, za opakowanie ~4.5 Lt) - wyśmienity. Nic dodać, nic ująć.



- świńskie uszy (32 Lt/1kg, za opakowanie ~7 Lt) - wymieniam tylko dlatego, że u nas tego nie ma, a niektórzy strasznie się tym podniecają. Mi to nie smakowało. Wolę kupić znacznie tańszy salceson i pokroić na małe kostki. Różnica w smaku- żadna.



Propozycja podania, kminkowy chleb litewski z czosnkiem, pokrojone na żywca uszy i ser:



- nalewkę "999" (20 Lt/0.5l.) - smakuje bardzo podobnie do Jagermeister. Nalewka z 27 ziół. Są trzy rodzaje, piłem jedynie (ponoć najlepszą) tą z zieloną naklejką. Ma 35%.



- Miód pitny "Suktinis". Polacy szybko przemianowali to na - jakże by inaczej - "Sukinsyn". 50%



- Lecznicza nalewka na żurawinie "Bobeline". Rozszerza naczynia wieńcowe, zalecana dla osób z problemami sercowymi.



- piwo pszeniczne Gubernija Kvietinis (2.40 Lt/0.5l. w sklepie). Podobne do Paulanera, ale dużo łagodniejsze. Ma 4%. W knajpie podano mi je z plasterkiem cytryny. Świetnie odświeżyło i smak piwa, i mnie samego.



- z innych gatunków piw, od lewej stoją:

- Śvyturys extra - dobre piwko, pomiędzy naszym Tyskim i Lechem
- Gubernija kvietinis - opisałem osobno
- Śvyturys baltas kvietinis - uwielbiam piwa pszeniczne, ale tego mało co nie wylałem. Paskudztwo. Rozwodniony, kwaśny smak. Nie polecam!
- Śvyturys extra, tylko że w butelce
- Kalnapilis grand - da się pić, jakiś niby dziwny posmak, ale OK
- Kalnapilis original - jak wyżej. Takie może lekko Żubrowate.


co tam jeszcze mamy... aha:

- Tauras pilsneris - za sam kolor gwiazdka mniej. Wygląda jak lekko zabarwiona piwem woda. Smak lajtowy (w końcu 4.6%). Za wodniste.



- Tauras tradicinis - 6%. Niewiele ciemniejsze od wersji 4.6%. Smak - spodziewałem się mocniejszego, ale jest lekki. Tylko nieprzyjemny posmak czystego alkolholu pozostaje, jakby piwo było osobno i spirytus osobno. Takie sobie. Nie więcej jak 2-3 na raz.


- Gubernijos extra - 5.5%, gorzkie, smakuje jak piwo z niższej półki, pierwsze wrażenie - lekko przypalony karmel. Potem gorycz. Dziwna sprawa, tak jak u nas z Okocimiem. Okocim pszeniczne - super. Na próbę kupiłem zykłe Okocim. Nie dopiłbym, gdybym nie dorzucił plasterka cytryny.



- Fortas - no powiedzmy, że takie trochę piwo z Biedronki ;)



- Utenos - bardzo popularne piwo, nie wiem jakim cudem nie zrobiłem zdjęcia. Może piłem tylko w knajpce, i nie miałem butelki... poprawię się następnym razem. A, jest w porządku :)

czwartek, 25 czerwca 2009

Vilno

Deszcz padał praktycznie non stop, i zajęty byłem tak bardzo, że praktycznie nie miałem czasu na zdjęcia.
Trzy zrobiłem na pewno :)