No i tak zostało.
Szczerze? Miasteczko nie zrobiło na mnie praktycznie żadnego wrażenia. Może nie w tym kierunku co trzeba obrałem sobie szlak, wykluczając z trasy centrum, bo centrum to na wylot już znam. Nie zrobilem prawie w ogóle zdjęć. Pogoda dopisywała; ale ok. 15.00 rozpadał się śnieg, i to bardzo agresywnie, jak na angielskie warunki. Podejrzewam, że więcej czasu spędziłem siedząc na ławkach, wygrzewając się w słońcu z zamkniętymi oczami, niż szukając kadrów.
Właściwie... może po Cumbrii poprzeczka skoczyła tak wysoko, że nie dostrzegam już tak intensywnie 'klimatu'? Tej szczególnej rzeczywistości, której zawsze w fotografii szukałem?


Wydaje mi się, że tego miejsca najzwyczajniej nie poczułem. Nie chcę zrzucać winy na jego nieatrakcyjność- z pewnością masa ludzi zrobi tam masę ciekawych zdjęć- ja jednak zdawałem się od samego początku być z tym miasteczkiem na bakier, obrażeni na siebie jak male dzieci, i żadne z nas nie próbowało nawet przekonać drugiego, żeby sobie odpuścić... Halifax nie otworzył przede mną swych uliczek, wnęk, zaułków- zwiódł na najbanalniejsze ulice, w kierunku setek identycznych domków, na ład i porządek, w miejsca, których nawet w przeciętnym bądź co bądź Bury ze świecą trzeba by szukać.
Zdaje się, że muszę 'dokreować' Photoshopem nieco mojego świata do tego co zarejestrowałem.
