piątek, 3 marca 2006

Halifax

Nie wiem, naprawdę nie wiem... wczoraj znajomi oszołomieni zdają mi relację z pobytu w Halifax'ie. Że zajebiście, pięknie, miasteczko na górkach, białe budynki, ogólnie jest na co popatrzeć i gdzie pochodzić. No dobra, spokojnie, nie ma problemu, jadę i ja. Wstałem o świcie, i na 9.00 byłem na miejscu. Mialem tylko dla siebie 8h na zwiedzanie. Baterie naładowane, karty pamięci puste.

No i tak zostało.

Szczerze? Miasteczko nie zrobiło na mnie praktycznie żadnego wrażenia. Może nie w tym kierunku co trzeba obrałem sobie szlak, wykluczając z trasy centrum, bo centrum to na wylot już znam. Nie zrobilem prawie w ogóle zdjęć. Pogoda dopisywała; ale ok. 15.00 rozpadał się śnieg, i to bardzo agresywnie, jak na angielskie warunki. Podejrzewam, że więcej czasu spędziłem siedząc na ławkach, wygrzewając się w słońcu z zamkniętymi oczami, niż szukając kadrów.

Właściwie... może po Cumbrii poprzeczka skoczyła tak wysoko, że nie dostrzegam już tak intensywnie 'klimatu'? Tej szczególnej rzeczywistości, której zawsze w fotografii szukałem?


Dopiero w ostatniej chwili trafiłem na ciekawe tereny, tereny które zawsze mnie kusiły- industrial... ale, tak jak już pisałem, rozpadał się śnieg, i dalsze robienie zdjęć stało się praktycznie niemożliwe. Tylko nie wiedzieć czemu, jakoś za bardzo tego nie żałuję...


Wydaje mi się, że tego miejsca najzwyczajniej nie poczułem. Nie chcę zrzucać winy na jego nieatrakcyjność- z pewnością masa ludzi zrobi tam masę ciekawych zdjęć- ja jednak zdawałem się od samego początku być z tym miasteczkiem na bakier, obrażeni na siebie jak male dzieci, i żadne z nas nie próbowało nawet przekonać drugiego, żeby sobie odpuścić... Halifax nie otworzył przede mną swych uliczek, wnęk, zaułków- zwiódł na najbanalniejsze ulice, w kierunku setek identycznych domków, na ład i porządek, w miejsca, których nawet w przeciętnym bądź co bądź Bury ze świecą trzeba by szukać.

Zdaje się, że muszę 'dokreować' Photoshopem nieco mojego świata do tego co zarejestrowałem.


środa, 1 marca 2006

jedziesz Celcjusz, jedziesz!!

Dopiero 11:45... Mam nadzieję, że się jeszcze ociepli...


UPDATE..

Stan z 13:30

kwiatex s.a.

Wczoraj urządziliśmy sobie spacerek po B&Q, takim sklepie botaniczno-narzędziowym. Wypatrzyłem sobie trzy zaniedbane kwiatki, pogryzione jakieś, czy przytrzaśnięte przez drzwi, i uwolniłem- przy kasie zaśpiewali mi jedyne 2 funty (cena za całą ekipę). W domu podlałem, szepnąłem kilka miłych słów, oczyściłem z martwych liści, i śpią teraz u mnie. Oczywiście zostały szybko ochrzczone, bo co by na to powiedział ksiądz dobrodziej?


Rzęsistek:
Kiła:


Nadżerka:

poniedziałek, 27 lutego 2006

ich troje + 10


Centrum Manchesteru, dwa dni temu na spacerze. Chillout pod ratuszem i uliczni grajkowie 100m dalej, w kierunku Exchange Square.


Zaraz kawkę ze znajomymi wypiję i w drogę. Market Street czeka!