czwartek, 21 lutego 2008

Praha, uliczki 1

Po ostatnim wpisie usłyszałem kilka pozytywnych opinii, sam wiem jednak, że trochę za bardzo pojechałem, wobec czego postaram się już w stanie upojenia alkoholowego nie rozpisywać za bardzo, tym bardziej dzwonić / pisać do ludzi, z którymi pewne rzeczy powinno załatwiać się raczej na trzeźwo*.


Przepraszam za dygresję, wracam do tematu.
Praskie uliczki, proszę ja Ciebie.
Żałuję, i nie, że byliśmy poza sezonem- z jednej strony mało turystów, dzięki czemu mogłem ustrzelić bezpostaciowe kadry, z drugiej- brak klimatu. Jednak rozumna forma białka, za jaką uważa się większość ludzi, wypełnia te puste uliczki chlając w ogródkach, sikając po bramach i kradnąc portfele. Tego mi, jakkolwiek to zabrzmi, zabrakło. Wymarła starówka niekoniecznie jest zajmująca, może stąd moje pierwsze negatywne wrażenie.

Na plus mogę zaliczyć swobodę, jaką ów puste uliczki oferują- gdybym był miłośnikiem fotografii architektonicznej, byłbym w siódmym niebie. Zero ludzi, same mury. Mam jednak inne hobby. I może nie do końca są nim ludzie, ale właśnie ludzi mi wtedy brakowało.


Bardzo podobało mi się to, że aktywnie spędziłem czas- siedząc cały czas w pracy przy komputerze, sporadycznie tylko biegając z aparatem, w końcu ruszyłem tyłek i z uśmiechem na ustach mknąłem uliczkami ponad 8h dziennie. Zero zmęczenia, do lokali na piwo zaglądaliśmy raczej sporadycznie, albo już na sam wieczór- gdy nie szkoda już było pogody, słońca, które trzeba maksymalnie wykorzystać.

Z pewnością inaczej to wszystko wygląda, gdy zastawione jest ogródkami, gdy nie trzeba nosić czapek (pogodę mieliśmy różną- od mgły i wilgoci, poprzez słoneczne chwile, do mrozu i śniegu), ale i tak dobrze się bawiliśmy.



* no jakoś tak perfidnie wyszło, że gdy piszę te słowa raczej za kierownicą tez nie powinienem siadać, będę po prostu do postów dodawać tag po którym od razu będzie można się zorientować, czy brać to na serio czy nie.


wtorek, 19 lutego 2008

Praha, ludzie 1

Czeska starówka. Najpiękniejsza w Europie.
Nie.


Gdybym widział tylko czeską starówkę, uważałbym inaczej. Zdarzyło mi się jednak przemykać wąskimi uliczkami Stockholmu, zaglądać w zaułki Conwy, Północnej Walii, przechadzać się ulicami Manchesteru, szwędać się po Polskich "atrakcjach", i poznawać inne piękne miejsca.

Czeska Starówka, uważana ze najpiękniejszą w Europie, nie jest miejscem, gdzie chciałbym testować swój nowy obiektyw, czy też odreagowywać rozwód. Całe szczęście, że wybrałem się tam ze wspaniałymi ludźmi. W Pradze byłem kilka razy, ale teraz bez nich bym sobie nie poradził.


Moja przygoda miała miejsce w czasie bezsezonowym. Tanie noclegi, ceny w restauracjach zapewne też nieco niższe, niż w okresie "godowym". Ludzi jednak sporo. Nie na tyle, żeby mówić o mieście pod kątem scripte turystycznym, ale wystarczająco, by zauważyć, że nie samymi Czechami Praha żyje.

Czeskie piwo. Temat rzeka, jeśli generalnie rozmawiamy o piwie, padają dwa kraje- Niemcy, Czechy. Na temat Niemieckich browarów się nie wypowiem, Czeskie poznałem, mogę głos zabrać. Są tak naprawdę dwa gatunki- jasne i ciemne. Jasne, to np.: Staropramen, Radegast, Branik, Gambginus, Kozel, Pilsner Urquel, który w Czechach smakuje zupełnie inaczej niż w Polsce, Mestan - i dużo innych. Dlaczego napisałem, że dwa gatunki? Bo wszystkie jasne piwa są do siebie bardzo zbliżone w smaku. Degustowaliśmy każde w trzyosobowym składzie, po szklaneczce 0.20ml każde, i moje zdanie jest takie- są praktycznie takie same. Albo kiepski ze mnie smakosz. Co do piw ciemnych, próbowałem Kelt'a. Odcień kawy i orzechów. Nie przepadam za ciemnymi piwami, to było pierwsze ciemne piwo które wypiłem w życiu. Do tej pory ciemne piwo kojarzyło mi się z rozlanym browarem, który po ostrej imprezie o świcie zebrany szmatą jest z powrotem wlewany do szklanek- ciepły, wygazowany, z dodatkiem rzygowin i dywanu na którym fermentował kilka godzin.

Ale muszę przyznać, Kelt był całkiem niezły.
Nie na tyle jednak, żeby przy najbliższej wizycie w pubie zamówić sobie Guinnessa.



Ja tu o alkoholu, a w tytule posta LUDZIE.
Definiujemy się poprzez alkohol, za jego pomocą, z jego utajonym, ale wszech widocznym wpływem. Pijemy od tysiącleci, pić będziemy przez kolejne. Jedni z umiarem, drudzy bez. W Pradze tych drugich było całkiem sporo. Praktycznie na każdym kroku spotykasz kogoś zniszczonego. Popierdolone, jesteś turystą, przyjeżdżasz odpocząć, pozwiedzać, napić się czeskiego piwa, a tu łażą menele. Chujowo, prawda? Zazdrościsz ludziom którzy mieszkają w Pradze, ale nie bierzesz do głowy, że menel też człowiek, że też w Pradze mieszka.

No, chyba, że to nie człowiek. Przecież on tylko pije. Nie ma palców u stóp, bo sobie odmroził. Teraz jego hobby to gra w "turystę".


"Przyjeżdżasz do naszego kraju. Jest Ci dobrze, masz gdzie spać, bo wykupiłeś miejsce w hotelu. Masz kasę, chodzisz po restauracjach, wpierdalasz stek z szyneczką. Popijasz Pilsnerem. Wdrapujesz się na tą cholerną górę, na Zamek Królewski. Pocisz się. Stękasz. Idąc ku górze nawet mnie nie zauważasz. Dopiero jak wracasz, z milionem zdjęć zrobionym tanim kompaktem z matrycą 7 megapikseli, zauważasz, że siedzę na schodach boso, bez palców u nóg. Szybko odwracasz się w stronę towarzysza podróży, pytasz go o godzinę, jakie plany, co dalej. Mijacie mnie, widzę, jak ukradkiem robisz mi zdjęcie, które potem wkleisz do bloga, żeby pokazać znajomym".

Spójrz, Praga to nie tylko starówka, ustrzeliłem gościa bez palców.

Więc jestem artystą? :)



Czeka przy lunecie, może ktoś wrzuci monetę, żeby sobie popatrzeć na panoramę, on wie, jak tą monetę wyjąć. Taki w sumie normalny koleś, tyle, że trochę bardziej od innych śmierdzi. Taki trochę "Strażnik Texsasu", tylko, że pilnuje lunety.
Mój Boże, on nawet udaje turystę- ma torbę, bagaż pod ręką, położył na murku. Ale jak robisz mu zdjęcie nie patrzy na ciebie jak turysta. Patrzy jak: "Daj mi na wódę. Daj mi na żarcie. Jebać. Pierdolić".

No nie jest to taki zwykły turysta, trzeba przyznać.

Strażnik też z niego kiepski.


Może są tacy alkoholicy, co słuchają muzyki klasycznej, gościa z puzonem który bierze 400 koron za swoje pseudo utwory wydane amatorskim nakładem na chińskich płytach CD. Nie robią tego raczej z wewnętrznej potrzeby, raczej są skazani na gościa, który swoim łatanym w czterech miejscach instrumentem próbuje zarobić jakąś dodatkową kasę. A że siedzą w pobliżu, grając w "turystę", są na to skazani.
"Skazani na kulturę". Niezłe.
Song for a bum.
Szkoda mi ich. Ale nie tak do końca.
Jakby się dowiedzieli, jakie mam miesięczne wynagrodzenie, zaśmiali by się i zaprosili do siebie na ławeczkę.
Bo ich na to stać.
Mnie nie.


Nie zachwyciła mnie Praga. Królowa Starówek. Może i te uliczki kuszą... może. Ale za dużo ludzkiego gówna walającego się po pięknych ciasnych uliczkach, śmieci i przygotowań do SEZONU, poza którym byliśmy.
Naprawdę, znalazłem ludzką kupę porzuconą w pięknych, zabytkowych, ciasnych, osławionych uliczkach Pragi.

Nie jedną.

Ok, kilka fajnych knajpek. Fantastyczni ludzie, z którymi tam byłem. Myśli o pewnej osobie, która w Polsce została, i która nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że o niej myślę. Wielogodzinne podróże. Testowanie obiektywu. Mniej alkoholu, więcej chodzenia. Przyjemne zmęczenie i MTV, które dało mi do zrozumienia, że przespałem kilkadziesiąt lat jeśli chodzi o telewizję. Stawy kolanowe, które dały mi do zrozumienia, że w wieku 29 lat to, cytuję, "cha cha cha, chyba nie sądzisz, że możesz sobie popierdalać gdzie i jak chcesz, a my się wieczorem nie odezwiemy".

Jedynie umysł zachował się w miarę w porządku. Pejot, dobrze ci tutaj? No całkiem. Chcesz skończyć jak ten pan bez palców? Nie. To zainteresuj się wizą do Nowej Zelandii.

Cóż, interesuję się.

poniedziałek, 18 lutego 2008

Praha, info

Zacznę od informacji praktycznych: Jak najtaniej dojechać do Pragi?

1. Kupujemy bilet do Kudowy Zdrój. Np. z Białegostoku, z jedną przesiadką w Warszawie, kosztuje ok. 60zł.

Czas podróży: wyjazd ok. 18.00, przystanek końcowy ok. 9.40.
Prawie 16 godzin, w tym dwugodzinna przesiadka w Warszawie.
We Wrocławiu rozczepiali skład, i trzeba było zmieniać wagon, warto wcześniej zapytać konduktora które wagony jadą bezpośrednio na miejsce, żeby potem nie zmieniać gorączkowo miejsca.


2. W Kudowie rezygnujemy z propozycji taksówkarzy, kierujemy się w stronę centrum i jedziemy autobusem do Nàchod. Wcześniej korzystamy z kantora, to najlepsze miejsce na wymianę waluty. Warto zapytać miejscowych gdzie dostaniemy najkorzystniejszą stawkę.

Jedzie ok. 30 minut, bilet kosztuje 2 zł. W ten sposób jesteśmy już w Czechach.

3. W Nàchod łapiemy autokar do Pragi. Kosztuje 112 kć (koron czeskich), co przy walucie 1zł=0.14kć daje nam niecałe 16zł). Czas podróży: wyjazd 12.20, przystanek końcowy 15.00 (Florenc, Praga).
2 godziny 40 minut.

3. Na stacji Florenc mamy dostęp do wszelkich połączeń- tramwaje (bilet, ważny zarówno w tramwaju jak i w metrze, 30-minutowy, 18kć) bądź metro. Dobrą stację wypadową jest same centrum Pragi: stacja Andél.
Dojedziemy tam z Florenc żółtą linią metra, 5 przystanków. Z Andél jest już wszędzie blisko. (Zamek Królewski, czy też Starówka)

Droga powrotna do Polski jest dokładnie taka sama. Na podróż w jedną stronę musimy przeznaczyć ok. 75zł i liczyć się z ponad 20 godzinną jazdą (w przypadku Białegostoku, oczywiście).

Przykładowe ceny:
piwo w sklepie (pyszne Staropramen) - 9kć (1.26zł)
piwo w restauracji (mało pubów, jeśli już to restauracyjki) - ok 23kć, norma na starówce to 30-40kć (3.20zł, 4.20-5.60zł)
Obiad w restauracji, stek z szynką wędzoną i serem, talarki ziemniaczane i kapusta - ok. 150kć (21zł), ale da się taniej, do 100kć.

Praha, 12-17.II