piątek, 11 kwietnia 2008

moda na bojkot

Stojąc na przystanku i czekając na autobus do pracy zrobiłem takie zdjęcie:


Tak mi się pomyślało, jak bardzo to wszystko śmiechu warte- te wszystkie akcje, bojkoty, protesty, ludzie z okładki "Metra", pozujący do zdjęcia z wręczoną przez redakcję kartką z tekstem antyolimpijskim. Połowa z nich przy okazji ma szansę dowiedzieć się gdzie na mapie świata leży Tybet.
Tymczasem, jak widać, życie toczy się dalej. Plakat nawet nie jest zniszczony przez Wielkich Obrońców Praw Tybetu. Sami pewnie kupili już bilet na ten występ.

Świetne projekty na znaczek bądź banner. Świetna okazja do lansu, jest bojkot, jest okazja pokazać się ze swoim blogiem, podpiąć się pod akcję.

Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że nagle wszyscy dostrzegli to, co w Tybecie dzieje się od prawie 60 lat i ich to ruszyło. A, chyba że to nie o Tybet chodzi. A jeśli nie, to o co?

"Nie kupujmy chińskich produktów i produktów sponsorów olimpiady". Ludzie, przeczytajcie to dwa razy i jeszcze raz na wszelki wypadek, bo może ktoś jeszcze nie zrozumiał, że mówimy o 99% rzeczy które mamy na sobie, w sobie, w szafie i pod szafą. To trochę tak jak manifestacja przeciw paniom które noszą futra- każdy jeden bojownik ma na nogach skórzane buty, a w kieszeni skórzany portfel.

Rodzyn na koniec, nie rodzynek, tylko Rodzyn, konkretny, nabrzmiały i pulsujący Rodzyn. Takiego kretyństwa dawno nie widziałem:


Po olimpiadzie, która się oczywiście odbędzie, i którą oczywiście będziemy oglądać, wszystko w ciągu godziny wróci do normy i znów będzie smutno, do czasu kolejnego bojkotu, kiedy będzie można się pokazać światu i chociaż trochę wypromować.

Skoro wiadomo, że największe pieniądze zarabia się na wojnie, to dlaczego nie można by zdobyć popularności na bojkotach?