czwartek, 23 lipca 2009

wakacje z Kononowiczem

Lato, upał, resztki kaca. Jak kreatywnie wykorzystać ten stan ducha? Można zostać w domu. Można pooglądać TV. Można poczytać. Albo pojechać na wysypisko śmieci.



Ta trójka na pewno nie była zawiedziona. Ogólna wesołość i przyjacielska atmosfera (bałbym się użyć określenia "rodzinna") ogarnęła wszystkich podczas wjazdu terenowym samochodem na szczyt góry śmieci. Mimo straszliwego upału i smrodu (mówię o wysypisku) bawiliśmy się jak dzieci.



Niemymi obserwatorami były wszechobecne bociany. To dumne i piękne ptaki, choć niektórzy uważają je za zwierzęta. Traktowały nas z pewną taką wyższością. Nie dadzą nam zapomnieć, że od nich pochodzimy.



Niezapomniane wrażenia, o zachodzie słońca uchwycić odlatujących w bezkresną dal przodków.



Tydzień temu przez przypadek wyrzuciłem do kosza całkiem sprawny długopis. Niestety, nie udało mi się go tutaj odnaleźć. Pewnie zabrał go sobie ktoś z sortownicy, miał taką przyjemną niebieską nakrętkę.



Próbowałem czegoś się dowiedzieć, ale nawet po naciskach szefów wysypiska i przedstawicieli polityki pracownicy udawali, że nie wiedzą o jaki długopis chodzi.



Ale i tak się domyśliłem, kto go znalazł i nic nie powiedział.

środa, 22 lipca 2009

Bóg dał mi znak

Od rana już miałem taki lekko czepliwy nastrój. A to przycisk w pilocie od telewizora wytarty bardziej niż inne, a to uszko w kubku nie na tej wysokości co trzeba, a to klamerka zielona obok czerwonej na balkonie, a dziś mnie takie zestawienia drażnią.
Jadę do pracy rowerkiem, mijam różne rzeczy po drodze, od znanych, jak krawężniki czy mlecze, po bardziej egzotyczne jak kosz na śmieci czy zielone światło na przejściu. No ale nieważne.

Nagle Pan zesłał mi znak, a raczej tablicę.



Patrzę, lekko nie będzie. Wyzwanie ewidentne. Normalnie bym zostawił, huk, niech inni się męczą, ale nie, nie dziś. Nie w Dniu Uszka od Kubka Wyżej Niż Trzeba.

Rachuję jak w instrukcji. Prosta sprawa, bo z zerem łatwo się mnoży. 10076047060.
Co do ch..., myślę. Ani pod to zadzwonić nie idzie, ani uwierzyć się nie chce, że mają tyle tablic. Sprawdzam w google. O proszę, 1 wynik wyszukania na tyle stron w sieci. Strona japońska. O amebach.
Nie tędy droga, myślę (to nie tak, że boję się ameb). Ślepy zaułek.

Gdzieś musi być haczyk. Spróbujmy inaczej:

Tu już nam coś wyszło. Początkowo traktowałem jedną z liter jako "N", ale wynik wychodził absurdalny - 7. Przyjrzałem się tablicy raz jeszcze. No jasne! To nie jest przecież nic nie mówiące "DOWYNAJĘCIA", tylko "DOWYHAJĘCIA". Mozolne obliczenia raz jeszcze. I jest. Nagle wszystko składa się w logiczną całość. Mamy wynik - 1. Poprzednio wyszło mi 4. Teraz 1. Sumujemy - daje nam 5.

Czy trzeba coś więcej tłumaczyć? 5. Od piątki, sprawdziłem, zaczynają się w polsce numery telefonów komórkowych. Czyli, uwaga, numer na tablicy jest numerem telefonu.

Czegoś jednak nadal mi brakuje.
Sumuję wszystkie znaki na tablicy. Razem 20. Na miecz Pana! To jest odpowiedź! Mają 20 takich tablic! Cholerny żartowniś nie mógł jasno określić: "zadzwoń pod numer (...), tablic mamy tyle a tyle". Reklama powinna być prosta do bólu, czytelna dla każdego. A nie jakieś całki i dzielenie.

Sprytnie, kolego. Ale nie trafiłeś na jełopa.