Jadę do pracy rowerkiem, mijam różne rzeczy po drodze, od znanych, jak krawężniki czy mlecze, po bardziej egzotyczne jak kosz na śmieci czy zielone światło na przejściu. No ale nieważne.
Nagle Pan zesłał mi znak, a raczej tablicę.

Patrzę, lekko nie będzie. Wyzwanie ewidentne. Normalnie bym zostawił, huk, niech inni się męczą, ale nie, nie dziś. Nie w Dniu Uszka od Kubka Wyżej Niż Trzeba.

Co do ch..., myślę. Ani pod to zadzwonić nie idzie, ani uwierzyć się nie chce, że mają tyle tablic. Sprawdzam w google. O proszę, 1 wynik wyszukania na tyle stron w sieci. Strona japońska. O amebach.
Nie tędy droga, myślę (to nie tak, że boję się ameb). Ślepy zaułek.
Gdzieś musi być haczyk. Spróbujmy inaczej:

Czy trzeba coś więcej tłumaczyć? 5. Od piątki, sprawdziłem, zaczynają się w polsce numery telefonów komórkowych. Czyli, uwaga, numer na tablicy jest numerem telefonu.
Czegoś jednak nadal mi brakuje.
Sumuję wszystkie znaki na tablicy. Razem 20. Na miecz Pana! To jest odpowiedź! Mają 20 takich tablic! Cholerny żartowniś nie mógł jasno określić: "zadzwoń pod numer (...), tablic mamy tyle a tyle". Reklama powinna być prosta do bólu, czytelna dla każdego. A nie jakieś całki i dzielenie.
Sprytnie, kolego. Ale nie trafiłeś na jełopa.
1 komentarz:
wydrukuje sobie to i powieszę nad łóżkiem...
taaaak
zdecydowanie powieszę
dawno się tak nie uśmiałam :))
Prześlij komentarz