

Idąc dalej dostajemy się do centrum miasteczka. Kościół, tak jak wszystko wokół, w stylu wiktoriańskim. Mi to bynajmniej nie przeszkadza.

A na Silver Street proszę ja Ciebie siedziała jakaś dziewczyna. Are you okey, Ce pa sa, daswidanjia, nic, ale to kompletnie nic nie wytrąciło jej z równowagi. Oczywiście staliśmy obok i bezczelnie klepaliśmy fotki, nie szanując faktu, że dziewczyna chce sobie poczytać książkę o drugiej nad ranem przy świetle księżyca którego zresztą nie było. Totalny bezruch, ale nie paraliż. Jednym słowem- Sio, leszcze.
No to poszliśmy.

Obok stacji. Ten placyk mijam zawsze ilekroć jade do Manchesteru. Po lewej postój taksówek, po prawej Bury Market. Na wprost Mill Gates i zieloniutki, żabi wręcz budynek. Taki zielony rodzynek w brązowym cieście.
2 komentarze:
niesamowity klimat wyludnionego miasta noca
Coś w tym było... z jednej strony, szkoda, że fotki nie mają w sobie życia, ale z drugiej absolutnie nikt mnie nie rozpraszał i mogłem spokojnie sobie kadrować, ustawiać i marudzić przy statywie... w B-stoku bym tak sobie nie pomarudził za długo...
Prześlij komentarz