"Chodź, będzie fajnie, może przestanie padać" - mówiła. "O, stąd będzie dobrze widać, zobacz, calutki zamek". Padać nie przestało, zamek za mgłą, dobrze chociaż, że nie padało w knajpie. A czymże nas uraczyli. Kibiny (karaimskie pierożki z mięsem), i kociołek z... jak to powiedzieć, mięso, ziemniaki, jakieś zielone warzywa i na to śmietana. Wszystko prosto z pieca. Gorące to jak cholera, stygnąć nie chciało, a byłem głodny. Zjadłem połowe i byłem pełen. A garnuszek może wielkości kubka 0.5l. Na koniec gospodyni (oj, gospodyni od razu, właścicielka lokalu) poczęstowała kielichem krupniku własnej roboty. Mocna sprawa. Na chwilę jakby przestało padać...
czwartek, 2 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz