Pokazywanie postów oznaczonych etykietą w810i. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą w810i. Pokaż wszystkie posty

środa, 2 września 2009

wyprzedaż dla Behemotów

Jakby ktoś chciał buty kupić - wybór może niewielki, bo tylko jeden rozmiar, ale za to nietypowy, poszukiwany - 49.
Chciałbym zobaczyć kobietę, którą taki bucik ciśnie w nóżkę.


piątek, 11 kwietnia 2008

moda na bojkot

Stojąc na przystanku i czekając na autobus do pracy zrobiłem takie zdjęcie:


Tak mi się pomyślało, jak bardzo to wszystko śmiechu warte- te wszystkie akcje, bojkoty, protesty, ludzie z okładki "Metra", pozujący do zdjęcia z wręczoną przez redakcję kartką z tekstem antyolimpijskim. Połowa z nich przy okazji ma szansę dowiedzieć się gdzie na mapie świata leży Tybet.
Tymczasem, jak widać, życie toczy się dalej. Plakat nawet nie jest zniszczony przez Wielkich Obrońców Praw Tybetu. Sami pewnie kupili już bilet na ten występ.

Świetne projekty na znaczek bądź banner. Świetna okazja do lansu, jest bojkot, jest okazja pokazać się ze swoim blogiem, podpiąć się pod akcję.

Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że nagle wszyscy dostrzegli to, co w Tybecie dzieje się od prawie 60 lat i ich to ruszyło. A, chyba że to nie o Tybet chodzi. A jeśli nie, to o co?

"Nie kupujmy chińskich produktów i produktów sponsorów olimpiady". Ludzie, przeczytajcie to dwa razy i jeszcze raz na wszelki wypadek, bo może ktoś jeszcze nie zrozumiał, że mówimy o 99% rzeczy które mamy na sobie, w sobie, w szafie i pod szafą. To trochę tak jak manifestacja przeciw paniom które noszą futra- każdy jeden bojownik ma na nogach skórzane buty, a w kieszeni skórzany portfel.

Rodzyn na koniec, nie rodzynek, tylko Rodzyn, konkretny, nabrzmiały i pulsujący Rodzyn. Takiego kretyństwa dawno nie widziałem:


Po olimpiadzie, która się oczywiście odbędzie, i którą oczywiście będziemy oglądać, wszystko w ciągu godziny wróci do normy i znów będzie smutno, do czasu kolejnego bojkotu, kiedy będzie można się pokazać światu i chociaż trochę wypromować.

Skoro wiadomo, że największe pieniądze zarabia się na wojnie, to dlaczego nie można by zdobyć popularności na bojkotach?

czwartek, 6 września 2007

Dzień Ogórka. Kruszewo.

Muszę powiedzieć, że impreza mocno mnie rozczarowała. Spodziewałem się jajcarskiego festynu, facetów poprzebieranych za kiszone ogórki (kobiety za kiszoną kapustę), konkursów rzucania kiszonką w dal, kiszonego tortu i innych typowych, słodko-kwaśnych atrakcji.

Tymczasem- jesteśmy na miejscu, masa dzieci i psów (nie przepadam za oba gatunkami), właśnie trwa msza. Nie pytałem w czyjej intencji. Msza, przemówienia, panowie dęci wystąpili z instrumentami, kobiety jakieś kolorowo ubrane zza krzaka wyszły, i tyle oficjałki.

A ludzie, ci co już za daleko księdza stali, w handel uderzyli- jak to zwykle bywa na Dniu Ogórka, stanowiska AVONu, Ken i Barbie stoją i patrzą z co drugiego straganu, te fajne żaby co podskakują jak naciśniesz pompkę, pistoletów plastikowych tyle że tu już prokuratura powinna się zainteresować, wioska nawet mój Boże indiańska pierwsza w Polsce swoje paciorki zarzuciła.

Same ogórki- w cenie. Wiadro, wiadereczko, pojemniczek ten co na zdjęciu widzicie za piątaka schodził. Ogórków 4-5 w środku, ale nasze, kruszewskie, festiwalowe. To nic, że w makro za 5kg przepysznych nadnarwiańskich z sakwy 8 dukatów wyłuskać musisz, na Dniach Ogórka jesteś i płać.

A na tym zdjęciu to puchar nawet jakiś widać... tak, to puchar? Czy szklanka ze spodkiem w złej kolejności podana, nie wiem.


A tutaj owa msza, po lewej samochodziki.
(Dzień + Ogórek = Samochodzik, proste)




I tyle. Jeszcze jakby mało biedy było na ławeczce siedział koleś z rowem na wierzchu przez co musiałem bluźnić a to grzech.

poniedziałek, 23 lipca 2007

Nigdy więcej...

...nie patrz na mnie... takim wzrokiem...



Bardzo ciekawa iluzja optyczna. Więcej na ten temat:
FILM
ZRÓB TO SAM

Dobra rada: patrzymy jednym okiem, po załapaniu "bezwładu" wzroku.

sobota, 21 lipca 2007

ojcostwo

Są takie chwile w życiu każdego dziecka, gdy tatusiowie odchodzą.

By temu przeciwdziałać, stworzyliśmy unikatową serię dmuchanych muchomorków.

Rodzicu, nie odchodź, informuje cię Muchomor. Spójrz, twe dziecko wyciąga łapki. Masz siłę je odrzucić? Zostawić wyciągnięte na pastwę żywiołów?



By nasze dzieci nigdy nie pozostały same.

By ich rączki nie łopotały samotnie na wietrze.

By mogły poczuć ojcowskie ciepło bijące od grzyba.





TYLKO TERAZ
kupując Ojcowskiego Muchomora
dostaniesz połówkę dmuchanego koła gratis!*




*Kupując 2 Ojcowskie Muchomory otrzymujesz 2 połówki gratis

poniedziałek, 11 czerwca 2007

Fabryka galerii

Nie wiem jak was, ale mnie coraz bardziej irytuje moda na nazywanie lokali, instytucji, sklepów czy też innych zjawisk nazwą zaczynającą się od "FABRYKA".

O ile kiedyś znana, w pełni uzasadniona nazwa "Fabryka Trzciny" nie kuła w uszy (jak każda trafiona, pionierska nazwa), tak teraz trend nazywania czego popadnie "fabryką", czy też, nie mniej popularne, "galerią", po prostu zaczyna drażnić.
"Fabryka Tańca", "Fabryka słów", "Fabryka Form (wyposażenie wnętrz...), "Fabryka Zespołów", "Fabryka Dźwiękuff (bez komentarza)" na czele z "Fabryką Leków (apteka, oczywiście)" i rozgłośnią radiową "Fabryka"- w moim odbiorze każdy produkt wytworzony przez daną firmę nosi znamię "made in china"- tania masówka, wprost z taśmy produkcyjnej. Apteka- fabryka- i widzę oczyma wyobraźni kilometrowe kolejki staruszek z pustym wzrokiem czekających na swoją porcję leku. Fabryka dźwięków- klepiemy bezmyślnie sample za samplem, pecety pracują dzień i noc generując z losowo wybranych tonów kilkusekundowe ochłapy dla dj'ów, obok na materacach śpiący studenci, którzy właśnie wrócili z pubu "Fabryka", gdzie wypili o jedno piwo za dużo po męczących zajęciach w "Fabryce Tańca".

Nie rozumiem tego tępego naśladownictwa, byleby być na topie. Byleby swą małą, niedochodową firemkę podciągnąć do rangi "fabryki". Proponuję porodówki nazwać "Fabryką ludzi", a miejskie sracze okrzyknąć "Galerią Kału".

Na koniec powiew retro- gdzie te czasy, gdy szanujące się, spore lokale nie bały się prostych, chwytliwych nazw? Gdzie te czasy, gdy zamiast studniówki w fabryce, organizowało się zabawy w poczciwym "Bambo"?...


EDIT (21 lipca 07):

Jakiś czas od tego wpisu moja żona poszła do pracy. Zgadnijcie, gdzie. "Fabryka kwiatów"! Budka niewiele większa od Toy-Toya. Przy okazji zrobię zdjęcie. Jak jej jeszcze wiatr nie zdmuchnął.

EDIT (27 lipca 07):

Oto fabryka. Niewiele większa od roweru. Większe kwiaty muszą stać na zewnątrz.
(Równo pół budki, przepraszam fabryki, zajmuje zaplecze).
Z tego co słyszałem, miejsce jest na sprzedaż (o, darmową reklamę robię), więc polecam
wszystkim zainteresowanym sprzedażą... no nie wiem, guzików? pestek?...