Muszę powiedzieć, że impreza mocno mnie rozczarowała. Spodziewałem się jajcarskiego festynu, facetów poprzebieranych za kiszone ogórki (kobiety za kiszoną kapustę), konkursów rzucania kiszonką w dal, kiszonego tortu i innych typowych, słodko-kwaśnych atrakcji.
Tymczasem- jesteśmy na miejscu, masa dzieci i psów (nie przepadam za oba gatunkami), właśnie trwa msza. Nie pytałem w czyjej intencji. Msza, przemówienia, panowie dęci wystąpili z instrumentami, kobiety jakieś kolorowo ubrane zza krzaka wyszły, i tyle oficjałki.
A ludzie, ci co już za daleko księdza stali, w handel uderzyli- jak to zwykle bywa na Dniu Ogórka, stanowiska AVONu, Ken i Barbie stoją i patrzą z co drugiego straganu, te fajne żaby co podskakują jak naciśniesz pompkę, pistoletów plastikowych tyle że tu już prokuratura powinna się zainteresować, wioska nawet mój Boże indiańska pierwsza w Polsce swoje paciorki zarzuciła.
Same ogórki- w cenie. Wiadro, wiadereczko, pojemniczek ten co na zdjęciu widzicie za piątaka schodził. Ogórków 4-5 w środku, ale nasze, kruszewskie, festiwalowe. To nic, że w makro za 5kg przepysznych nadnarwiańskich z sakwy 8 dukatów wyłuskać musisz, na Dniach Ogórka jesteś i płać.
A na tym zdjęciu to puchar nawet jakiś widać... tak, to puchar? Czy szklanka ze spodkiem w złej kolejności podana, nie wiem.
A tutaj owa msza, po lewej samochodziki.
(Dzień + Ogórek = Samochodzik, proste)
I tyle. Jeszcze jakby mało biedy było na ławeczce siedział koleś z rowem na wierzchu przez co musiałem bluźnić a to grzech.
czwartek, 6 września 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
grzech mowil,ze to nie on...
Prześlij komentarz