Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pod wpływem. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pod wpływem. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 9 sierpnia 2009

zakup miesiąca

To stało się tak nagle.

Poszliśmy do sklepu po piwo, rzecz normalna, codzienna, rutyna rzec by można.
Przy kasie zobaczyłem coś takiego. W pierwszej chwili pomyślałem, że może to żart, w drugiej, że chyba termin przydatności do spożycia minął w 1999r. Ale nie. Okazało się, że piwo po prostu NIE SCHODZI.



Panie i Panowie, Paulaner Dunkel za 2 zł / but. Przypomnę: Polska, 2009r.

Poprosiłem o wszystko, co mają na zapleczu.

Niestety, na zapleczu pani miała jedynie 3 sztuki. Czwarta, to ta która stała przy kasie (oczywiście ją też zgarnąłem). Pani zaczęła zdzierać z niej metkę, ale ją powstrzymałem, bo nikt by mi nie uwierzył.

Dla niewtajemniczonych wyjaśnię: Paulaner, to wyborne, niemieckie pszeniczne piwo, które normalnie kosztuje ok. 6 zł.

czwartek, 21 lutego 2008

Praha, uliczki 1

Po ostatnim wpisie usłyszałem kilka pozytywnych opinii, sam wiem jednak, że trochę za bardzo pojechałem, wobec czego postaram się już w stanie upojenia alkoholowego nie rozpisywać za bardzo, tym bardziej dzwonić / pisać do ludzi, z którymi pewne rzeczy powinno załatwiać się raczej na trzeźwo*.


Przepraszam za dygresję, wracam do tematu.
Praskie uliczki, proszę ja Ciebie.
Żałuję, i nie, że byliśmy poza sezonem- z jednej strony mało turystów, dzięki czemu mogłem ustrzelić bezpostaciowe kadry, z drugiej- brak klimatu. Jednak rozumna forma białka, za jaką uważa się większość ludzi, wypełnia te puste uliczki chlając w ogródkach, sikając po bramach i kradnąc portfele. Tego mi, jakkolwiek to zabrzmi, zabrakło. Wymarła starówka niekoniecznie jest zajmująca, może stąd moje pierwsze negatywne wrażenie.

Na plus mogę zaliczyć swobodę, jaką ów puste uliczki oferują- gdybym był miłośnikiem fotografii architektonicznej, byłbym w siódmym niebie. Zero ludzi, same mury. Mam jednak inne hobby. I może nie do końca są nim ludzie, ale właśnie ludzi mi wtedy brakowało.


Bardzo podobało mi się to, że aktywnie spędziłem czas- siedząc cały czas w pracy przy komputerze, sporadycznie tylko biegając z aparatem, w końcu ruszyłem tyłek i z uśmiechem na ustach mknąłem uliczkami ponad 8h dziennie. Zero zmęczenia, do lokali na piwo zaglądaliśmy raczej sporadycznie, albo już na sam wieczór- gdy nie szkoda już było pogody, słońca, które trzeba maksymalnie wykorzystać.

Z pewnością inaczej to wszystko wygląda, gdy zastawione jest ogródkami, gdy nie trzeba nosić czapek (pogodę mieliśmy różną- od mgły i wilgoci, poprzez słoneczne chwile, do mrozu i śniegu), ale i tak dobrze się bawiliśmy.



* no jakoś tak perfidnie wyszło, że gdy piszę te słowa raczej za kierownicą tez nie powinienem siadać, będę po prostu do postów dodawać tag po którym od razu będzie można się zorientować, czy brać to na serio czy nie.


wtorek, 19 lutego 2008

Praha, ludzie 1

Czeska starówka. Najpiękniejsza w Europie.
Nie.


Gdybym widział tylko czeską starówkę, uważałbym inaczej. Zdarzyło mi się jednak przemykać wąskimi uliczkami Stockholmu, zaglądać w zaułki Conwy, Północnej Walii, przechadzać się ulicami Manchesteru, szwędać się po Polskich "atrakcjach", i poznawać inne piękne miejsca.

Czeska Starówka, uważana ze najpiękniejszą w Europie, nie jest miejscem, gdzie chciałbym testować swój nowy obiektyw, czy też odreagowywać rozwód. Całe szczęście, że wybrałem się tam ze wspaniałymi ludźmi. W Pradze byłem kilka razy, ale teraz bez nich bym sobie nie poradził.


Moja przygoda miała miejsce w czasie bezsezonowym. Tanie noclegi, ceny w restauracjach zapewne też nieco niższe, niż w okresie "godowym". Ludzi jednak sporo. Nie na tyle, żeby mówić o mieście pod kątem scripte turystycznym, ale wystarczająco, by zauważyć, że nie samymi Czechami Praha żyje.

Czeskie piwo. Temat rzeka, jeśli generalnie rozmawiamy o piwie, padają dwa kraje- Niemcy, Czechy. Na temat Niemieckich browarów się nie wypowiem, Czeskie poznałem, mogę głos zabrać. Są tak naprawdę dwa gatunki- jasne i ciemne. Jasne, to np.: Staropramen, Radegast, Branik, Gambginus, Kozel, Pilsner Urquel, który w Czechach smakuje zupełnie inaczej niż w Polsce, Mestan - i dużo innych. Dlaczego napisałem, że dwa gatunki? Bo wszystkie jasne piwa są do siebie bardzo zbliżone w smaku. Degustowaliśmy każde w trzyosobowym składzie, po szklaneczce 0.20ml każde, i moje zdanie jest takie- są praktycznie takie same. Albo kiepski ze mnie smakosz. Co do piw ciemnych, próbowałem Kelt'a. Odcień kawy i orzechów. Nie przepadam za ciemnymi piwami, to było pierwsze ciemne piwo które wypiłem w życiu. Do tej pory ciemne piwo kojarzyło mi się z rozlanym browarem, który po ostrej imprezie o świcie zebrany szmatą jest z powrotem wlewany do szklanek- ciepły, wygazowany, z dodatkiem rzygowin i dywanu na którym fermentował kilka godzin.

Ale muszę przyznać, Kelt był całkiem niezły.
Nie na tyle jednak, żeby przy najbliższej wizycie w pubie zamówić sobie Guinnessa.



Ja tu o alkoholu, a w tytule posta LUDZIE.
Definiujemy się poprzez alkohol, za jego pomocą, z jego utajonym, ale wszech widocznym wpływem. Pijemy od tysiącleci, pić będziemy przez kolejne. Jedni z umiarem, drudzy bez. W Pradze tych drugich było całkiem sporo. Praktycznie na każdym kroku spotykasz kogoś zniszczonego. Popierdolone, jesteś turystą, przyjeżdżasz odpocząć, pozwiedzać, napić się czeskiego piwa, a tu łażą menele. Chujowo, prawda? Zazdrościsz ludziom którzy mieszkają w Pradze, ale nie bierzesz do głowy, że menel też człowiek, że też w Pradze mieszka.

No, chyba, że to nie człowiek. Przecież on tylko pije. Nie ma palców u stóp, bo sobie odmroził. Teraz jego hobby to gra w "turystę".


"Przyjeżdżasz do naszego kraju. Jest Ci dobrze, masz gdzie spać, bo wykupiłeś miejsce w hotelu. Masz kasę, chodzisz po restauracjach, wpierdalasz stek z szyneczką. Popijasz Pilsnerem. Wdrapujesz się na tą cholerną górę, na Zamek Królewski. Pocisz się. Stękasz. Idąc ku górze nawet mnie nie zauważasz. Dopiero jak wracasz, z milionem zdjęć zrobionym tanim kompaktem z matrycą 7 megapikseli, zauważasz, że siedzę na schodach boso, bez palców u nóg. Szybko odwracasz się w stronę towarzysza podróży, pytasz go o godzinę, jakie plany, co dalej. Mijacie mnie, widzę, jak ukradkiem robisz mi zdjęcie, które potem wkleisz do bloga, żeby pokazać znajomym".

Spójrz, Praga to nie tylko starówka, ustrzeliłem gościa bez palców.

Więc jestem artystą? :)



Czeka przy lunecie, może ktoś wrzuci monetę, żeby sobie popatrzeć na panoramę, on wie, jak tą monetę wyjąć. Taki w sumie normalny koleś, tyle, że trochę bardziej od innych śmierdzi. Taki trochę "Strażnik Texsasu", tylko, że pilnuje lunety.
Mój Boże, on nawet udaje turystę- ma torbę, bagaż pod ręką, położył na murku. Ale jak robisz mu zdjęcie nie patrzy na ciebie jak turysta. Patrzy jak: "Daj mi na wódę. Daj mi na żarcie. Jebać. Pierdolić".

No nie jest to taki zwykły turysta, trzeba przyznać.

Strażnik też z niego kiepski.


Może są tacy alkoholicy, co słuchają muzyki klasycznej, gościa z puzonem który bierze 400 koron za swoje pseudo utwory wydane amatorskim nakładem na chińskich płytach CD. Nie robią tego raczej z wewnętrznej potrzeby, raczej są skazani na gościa, który swoim łatanym w czterech miejscach instrumentem próbuje zarobić jakąś dodatkową kasę. A że siedzą w pobliżu, grając w "turystę", są na to skazani.
"Skazani na kulturę". Niezłe.
Song for a bum.
Szkoda mi ich. Ale nie tak do końca.
Jakby się dowiedzieli, jakie mam miesięczne wynagrodzenie, zaśmiali by się i zaprosili do siebie na ławeczkę.
Bo ich na to stać.
Mnie nie.


Nie zachwyciła mnie Praga. Królowa Starówek. Może i te uliczki kuszą... może. Ale za dużo ludzkiego gówna walającego się po pięknych ciasnych uliczkach, śmieci i przygotowań do SEZONU, poza którym byliśmy.
Naprawdę, znalazłem ludzką kupę porzuconą w pięknych, zabytkowych, ciasnych, osławionych uliczkach Pragi.

Nie jedną.

Ok, kilka fajnych knajpek. Fantastyczni ludzie, z którymi tam byłem. Myśli o pewnej osobie, która w Polsce została, i która nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że o niej myślę. Wielogodzinne podróże. Testowanie obiektywu. Mniej alkoholu, więcej chodzenia. Przyjemne zmęczenie i MTV, które dało mi do zrozumienia, że przespałem kilkadziesiąt lat jeśli chodzi o telewizję. Stawy kolanowe, które dały mi do zrozumienia, że w wieku 29 lat to, cytuję, "cha cha cha, chyba nie sądzisz, że możesz sobie popierdalać gdzie i jak chcesz, a my się wieczorem nie odezwiemy".

Jedynie umysł zachował się w miarę w porządku. Pejot, dobrze ci tutaj? No całkiem. Chcesz skończyć jak ten pan bez palców? Nie. To zainteresuj się wizą do Nowej Zelandii.

Cóż, interesuję się.

wtorek, 8 stycznia 2008

not funny

Ile razy musiałbym pod rząd cię upić, ile razy podpalać, tak z początku z ciekawości, potem dla satysfakcji, byś chciała się ze mną kochać?

Nierząd ma swój początek i koniec przy wyjściu z autobusu, wcześniej byłaś dla mnie tylko anonimowym tyłem głowy, jak każdy inny tył głowy za jakim stoję z rana na przystanku.

Troszeczkę się obracasz w lewo, ale nie za dużo, troszeczkę - troszeczkę to jednak o niedużo za wiele bym nie zobaczył że masz twarz. Wysyłam myśl, nieśmiałą z początku, hej jak masz na imię, czy też miałaś tak fatalny dzień, chodźmy może do, trzy kropki, potem jakiś lokal się powie, na początku niby niedosłyszy, a ja coś wymyślę w czasie, zorientuję się po głosie czy to pub czy restauracja bardziej, walniemy po kawie, tak po prostu, spontan taki, luzik w sumie niby.

Potem czerstwy scenariusz nie wiedzieć dlaczego nie idzie po mojej myśli, nie wiedzieć dlaczego, bo sam go przecież wymyślam.

Obracasz się troszeczkę, jakoś przelotnie mnie rejestrujesz. Nie masz pojęcia, że ja już na tym etapie myślę o podpalaniu dla satysfakcji. Udaję oczywiście zrównoważonego. Na uniwerku pracuję, a w torbie przez ramię mam trzeci tom Sapkowskiego i firmowego pendrive’a 2GB, ale nie tylko, bez przesady, gumy orbit, notes jeszcze i karty Bicycle. Przeciętniak taki zrównoważony że aż szczypie w oczy, na dodatek z nadwagą a to jakoś dziwnie moim zdaniem dewiantów wyklucza.

Ser feta, oliwki.

To jak wrócę.

Tak mi o pokarmie coś przez myśl przebiegło między myślami, ale reflektuję się, wracam na właściwy kurs. Titanic mógł się pomylić, ja w swoim dryfowaniu nie widzę kataklizmu na horyzoncie. Nie teraz, proszę, ledwo co śnieg spadł, zimę uwielbiam, na zimę czekałem, a ty sobie tak po prostu pójdziesz i cała zima w pizdu i śnieg też już not funny będzie?...

Wiec stoisz na tych schodach, schodku właściwie, bo to autobus tak zwany niskopodłogowy, tak zwany, bo moim zdaniem podłoga zazwyczaj jest nisko, oczy wiadomo jak to oczy, spotkały się na chwilę, dla jednych to norma dla drugich juz scenariusz, cos tam poprawiam z kurtką niepotrzebnie, chyba żeby tak w dziubek nie sterczała śmiesznie z piersi, ale choć wewnątrz mało to ambitne to na zewnątrz ruch w przestrzeni robię, takie szamotanie ostatnie, może twój kurs zachwieje, może tez nagle zaczniesz mieć fatalny dzień.

Ale nie, ruszasz twardo, po męsku, jak to tylko możliwe tylko w przypadku delikatnych kobiet, przed siebie i znikasz w zaspie. Przed wyjściem złapałaś się jeszcze poręczy, bo ślisko, a ja odebrałem to jako „papa”, wyciągnięta dłoń ku górze pozdrowienie oznacza, oczytany jestem generalnie i z mowy ciała też nie osesek.

Nikt mi tu w scenariusz pluć nie będzie, że przynajmniej pożegnać się nie chciałaś.

poniedziałek, 18 września 2006

pobudka

Jako, że mój obecny związek wchodzi w fazę "pytań", stety lub nie- "bez odpowiedzi", wracają klimaty cmentarne. Za 3h do pracy trzeba iść, a ja niewzruszony, z zapasem ogórków kiszonych, tkwię przy photoshopie. Można i tak. Czasem trzeba, choć od niewyspania wolę ciężkiego kaca.



PS. Chodzą plotki. Chodzą słuchy. Chodzą, ale nic poza tym. Za cienkie w łydkach są. Jak cień się skradają. Niby ciemna materia, niby drażliwa, koląco-boląca. Ale słońce zachodzi i cień znika. Kolco-bolące paluszki chowają się w mroku, tam, skąd przyszły.

Cóż, jesień idzie. Nie da się ukryć- ludzie z nudów różne rzeczy robią. Co poradzisz... Jeden zbiera znaczki, drugi siedzi na ircu. Najprościej- olać.

No i... dlaczego nie.

wtorek, 12 września 2006

paolo carol '99

Znalazłem kilka butelek starego wina własnej produkcji. Siedmioletni trunek- zapach i smak taki sam, jak sprzed kilku laty. W kieliszku od wódki, ze ścinkiem żółtego sera w dłoni, usiadłem i nieśmiało przechyliłem szkiełko. Chwila podwyższonej temperatury w przełyku, au suivant!



Brakuje tylko zdjęć sprzed lat, choć wspomnienia i tak zalały wyobraźnię. Cztery łyki, bo pije się to bardziej jak koniak niż wino, i starczy wrażeń. Żona śpi, synek ma gorączkę, a ja degustuję wino. Można i tak. Ciekawe, czy sąd mi uwierzy, że będę lepszym ojcem niż matka matką.



To na zakończenie może Drum skręcony bez filtra? Nowy album Comy poznaję, szkoda, że nie mogę dźwięków w uszy łopatą nawrzucać i wyjść na balkon, by tam spłynęły mi do głowy razem z tytoniem.




niedziela, 5 marca 2006

.

Co jest trudniejsze? Kochać kogoś, i mu o tym nie powiedzieć, czy nie kochać, i nie dawać po sobie poznać, że tak właśnie jest? Zapętlać się pomiędzy światami, czy ograniczyć się do jednego? Patrzeć w oczy i udawać miłość? Nienawiść? Żal, za tym co stracone? Trudno jest żyć tak, jak w grze w szachy- ja roszadę. Ty szach-mat. Ja carpe diem.