Czeska starówka. Najpiękniejsza w Europie.
Nie.
Gdybym widział tylko czeską starówkę, uważałbym inaczej. Zdarzyło mi się jednak przemykać wąskimi uliczkami Stockholmu, zaglądać w zaułki Conwy, Północnej Walii, przechadzać się ulicami Manchesteru, szwędać się po Polskich "atrakcjach", i poznawać inne piękne miejsca.
Czeska Starówka, uważana ze najpiękniejszą w Europie, nie jest miejscem, gdzie chciałbym testować swój nowy obiektyw, czy też odreagowywać rozwód. Całe szczęście, że wybrałem się tam ze wspaniałymi ludźmi. W Pradze byłem kilka razy, ale teraz bez nich bym sobie nie poradził.
Moja przygoda miała miejsce w czasie bezsezonowym. Tanie noclegi, ceny w restauracjach zapewne też nieco niższe, niż w okresie "godowym". Ludzi jednak sporo. Nie na tyle, żeby mówić o mieście pod kątem scripte turystycznym, ale wystarczająco, by zauważyć, że nie samymi Czechami Praha żyje.
Czeskie piwo. Temat rzeka, jeśli generalnie rozmawiamy o piwie, padają dwa kraje- Niemcy, Czechy. Na temat Niemieckich browarów się nie wypowiem, Czeskie poznałem, mogę głos zabrać. Są tak naprawdę dwa gatunki- jasne i ciemne. Jasne, to np.: Staropramen, Radegast, Branik, Gambginus, Kozel, Pilsner Urquel, który w Czechach smakuje zupełnie inaczej niż w Polsce, Mestan - i dużo innych. Dlaczego napisałem, że dwa gatunki? Bo wszystkie jasne piwa są do siebie bardzo zbliżone w smaku. Degustowaliśmy każde w trzyosobowym składzie, po szklaneczce 0.20ml każde, i moje zdanie jest takie- są praktycznie takie same. Albo kiepski ze mnie smakosz. Co do piw ciemnych, próbowałem Kelt'a. Odcień kawy i orzechów. Nie przepadam za ciemnymi piwami, to było pierwsze ciemne piwo które wypiłem w życiu. Do tej pory ciemne piwo kojarzyło mi się z rozlanym browarem, który po ostrej imprezie o świcie zebrany szmatą jest z powrotem wlewany do szklanek- ciepły, wygazowany, z dodatkiem rzygowin i dywanu na którym fermentował kilka godzin.
Ale muszę przyznać, Kelt był całkiem niezły.
Nie na tyle jednak, żeby przy najbliższej wizycie w pubie zamówić sobie Guinnessa.
Ja tu o alkoholu, a w tytule posta LUDZIE.
Definiujemy się poprzez alkohol, za jego pomocą, z jego utajonym, ale wszech widocznym wpływem. Pijemy od tysiącleci, pić będziemy przez kolejne. Jedni z umiarem, drudzy bez. W Pradze tych drugich było całkiem sporo. Praktycznie na każdym kroku spotykasz kogoś zniszczonego. Popierdolone, jesteś turystą, przyjeżdżasz odpocząć, pozwiedzać, napić się czeskiego piwa, a tu łażą menele. Chujowo, prawda? Zazdrościsz ludziom którzy mieszkają w Pradze, ale nie bierzesz do głowy, że menel też człowiek, że też w Pradze mieszka.
No, chyba, że to nie człowiek. Przecież on tylko pije. Nie ma palców u stóp, bo sobie odmroził. Teraz jego hobby to gra w "turystę".
"Przyjeżdżasz do naszego kraju. Jest Ci dobrze, masz gdzie spać, bo wykupiłeś miejsce w hotelu. Masz kasę, chodzisz po restauracjach, wpierdalasz stek z szyneczką. Popijasz Pilsnerem. Wdrapujesz się na tą cholerną górę, na Zamek Królewski. Pocisz się. Stękasz. Idąc ku górze nawet mnie nie zauważasz. Dopiero jak wracasz, z milionem zdjęć zrobionym tanim kompaktem z matrycą 7 megapikseli, zauważasz, że siedzę na schodach boso, bez palców u nóg. Szybko odwracasz się w stronę towarzysza podróży, pytasz go o godzinę, jakie plany, co dalej. Mijacie mnie, widzę, jak ukradkiem robisz mi zdjęcie, które potem wkleisz do bloga, żeby pokazać znajomym".
Spójrz, Praga to nie tylko starówka, ustrzeliłem gościa bez palców.
Więc jestem artystą? :)
Czeka przy lunecie, może ktoś wrzuci monetę, żeby sobie popatrzeć na panoramę, on wie, jak tą monetę wyjąć. Taki w sumie normalny koleś, tyle, że trochę bardziej od innych śmierdzi. Taki trochę "Strażnik Texsasu", tylko, że pilnuje lunety.
Mój Boże, on nawet udaje turystę- ma torbę, bagaż pod ręką, położył na murku. Ale jak robisz mu zdjęcie nie patrzy na ciebie jak turysta. Patrzy jak: "Daj mi na wódę. Daj mi na żarcie. Jebać. Pierdolić".
No nie jest to taki zwykły turysta, trzeba przyznać.
Strażnik też z niego kiepski.
Może są tacy alkoholicy, co słuchają muzyki klasycznej, gościa z puzonem który bierze 400 koron za swoje pseudo utwory wydane amatorskim nakładem na chińskich płytach CD. Nie robią tego raczej z wewnętrznej potrzeby, raczej są skazani na gościa, który swoim łatanym w czterech miejscach instrumentem próbuje zarobić jakąś dodatkową kasę. A że siedzą w pobliżu, grając w "turystę", są na to skazani.
"Skazani na kulturę". Niezłe.
Song for a bum.
Szkoda mi ich. Ale nie tak do końca.
Jakby się dowiedzieli, jakie mam miesięczne wynagrodzenie, zaśmiali by się i zaprosili do siebie na ławeczkę.
Bo ich na to stać.
Mnie nie.
Nie zachwyciła mnie Praga. Królowa Starówek. Może i te uliczki kuszą... może. Ale za dużo ludzkiego gówna walającego się po pięknych ciasnych uliczkach, śmieci i przygotowań do SEZONU, poza którym byliśmy.
Naprawdę, znalazłem ludzką kupę porzuconą w pięknych, zabytkowych, ciasnych, osławionych uliczkach Pragi.
Nie jedną.
Ok, kilka fajnych knajpek. Fantastyczni ludzie, z którymi tam byłem. Myśli o pewnej osobie, która w Polsce została, i która nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że o niej myślę. Wielogodzinne podróże. Testowanie obiektywu. Mniej alkoholu, więcej chodzenia. Przyjemne zmęczenie i MTV, które dało mi do zrozumienia, że przespałem kilkadziesiąt lat jeśli chodzi o telewizję. Stawy kolanowe, które dały mi do zrozumienia, że w wieku 29 lat to, cytuję, "cha cha cha, chyba nie sądzisz, że możesz sobie popierdalać gdzie i jak chcesz, a my się wieczorem nie odezwiemy".
Jedynie umysł zachował się w miarę w porządku. Pejot, dobrze ci tutaj? No całkiem. Chcesz skończyć jak ten pan bez palców? Nie. To zainteresuj się wizą do Nowej Zelandii.
Cóż, interesuję się.
wtorek, 19 lutego 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
lubie takie teksty, szczere i pomimo, ze subiektywne dajace wiele do myslenia, ja kocham Prage z widokowek i literatury, choc bylem juz w stolicy naszych sasiadow 2 razy, nie mialem okazji jej prawdziwie zobaczyc, mam nadzieje, ze to sie zmieni, pozdrawiam
Prześlij komentarz