wtorek, 18 kwietnia 2006

Blackpool

W końcu- wybierałem się do angielskiej wersii Las Vegas od długiego czasu, zawsze coś w wyjeździe przeszkadzało- i nagle proszę, bez zapowiedzi, planowania, wyszło.
Bury- Blackpool, lekko okrężną drogą (autostrady), 45-50 minut. Można jeździć codziennie.
Pierwszy kontakt z miastem- na plus. Dużo pozytywnie zakręconych, spontanicznych ludzi- staruszkowie z perukami afro, gra kolorów we wszystkim co cię otacza, muzyka, ruch, życie.



Poza silnym wiatrem, wiejącym nieprzerwanie z kierunku morza, pogoda jak na życzenie. Miałem szczery zamiar wejść na Wieżę- 360 stóp wysokości, co daje jakieś 160 metrów (kto mi to przeliczy na piętra?). Niestety, właśnie z powodu wiatru- nie udało mi się. Co raz zamykane były windy jeżdżące na szczyt. Porównajcie proszę na zdjęciu poniżej wysokości- diabelskiego młyna i wieży. Nie są od siebie aż tak bardzo oddalone (w tle dostrzec też można jedną z największych kolejek górskich w Europie).



Jakoś nie widać może na tych zdjęciach tych tłumów, ale ludzi było naprawdę sporo- mimo, że to był poniedziałek., Ciekawe, jak wygląda Blackpool w piątkową noc... Trzeba będzie to kiedyś sprawdzić...


Morze zasyfione jak prostytutki w Tajlandii. Podejrzewam, że spacer po muszelki bez kaloszy i ortalionowych skafandrów byłby dość ryzykowny.



Klimatycznie- podobało mi się. Nie miałem za bardzo możliwości wniknąć w wąskie, zapchane uliczki, które raz po raz kusiły mnie wyglądając zza szlaku promenady. Innym razem. Jestem pewny, że wrócę tam szybciej, niż się spodziewam.



Jutro więcej zdjęć.

18 komentarzy:

Anonimowy pisze...

"Morze zasyfione jak prostytutki w Tajlandii"- chyba o czymś nie wiem... :) Muszę się dobrze zastanowić nad przeprowadzką do UK w takiej sytuacji ;)mój drogi....
Zdięcia jak zawsze-rewelacja!

PS. Mam nadzieję że bedziemy mieli okazję tam pojechać?

Anonimowy pisze...

czekam na więcej....

pejot pisze...

Z tą Tajlandią, to wiesz. Pamiętasz, jak poszedłem po bułki do sklepu, i wróciłem po tygodniu?
Otóż wcale nie zagadałem się z kolegą, tak jak utrzymywałem przez długie lata...

Anonimowy pisze...

Wiedziałam że coś jest nie tak...
Tyle maści ze sobą przywlokłeś i recept...
Ale wybaczam Ci...

pejot pisze...

Ja to jeszcze na taryfie ulgowej, można powiedzieć, kolega "dziwnie" chodził przez miesiąc... Nie do tego baru wszedł, co trzeba...

Krosty szybko schodzą, wspomnienia zostają na dłużej :)

Anonimowy pisze...

No mam nadzieję że wspomnienia zostają... żebyś nie pomyślał że jesteś bezkarny! :)
I mam nadzieję że więcej Ci do głowy nie wpadną takie "podróże"... ;)

pejot pisze...

Tak, mamo :)

Anonimowy pisze...

Mamą to ja zostanę za kilka dni :)

pejot pisze...

Mogę zaprosić moją koleżankę Cziang Mai na chrzciny?

Anonimowy pisze...

A proszę bardzo... Ty wszystkich zapraszasz ;)
W końcu mamy tyle samo do gadania...
Ale proszę jednak o ograniczenie gości bo się nie wypłacimy...

pejot pisze...

Kochanie, Cziang zje jabłko i zaśnie z przejedzenia.

Anonimowy pisze...

Zamorzona dziewczyna....
Dorzucimy listek mięty a niech ma... nie zbankrutujemy z tego powodu :)

pejot pisze...

Przed wyjazdem 2zł do kieszeni jej się wrzuci, to nie będą musieli braciszka sprzedawać.

Anonimowy pisze...

Jesteś okrutny...

pejot pisze...

Ej! To nie ja ją zaraziłem kilka lat temu...

pejot pisze...

No ale racja, pojechaliśmy może trochę za bardzo po stereotypach. Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem.

p.s.

Pozdrowienia od Cziang. Właśnie obudziła się z drzemki po tic tacu.

Anonimowy pisze...

Gdzie Cziang
ciamk ciamk
ma bank?
hack hack

pejot pisze...

Życie to teatr, panie dziejaszku...
Wiedziałem, że jak w pierwszej scenie pojawia się Cziang, to w trzeciej musi być haiku :)

Cześć, Celtique. Loża szyderców na Ciebie czekała. Proszę się rozsiąść wygodnie i przyzwyczaić.