wtorek, 14 lutego 2006

fotołowy

To będzie długi post. Foto-post. Tak jak już wcześniej "ostrzegałem", wybrałem się na zdjęcia z kolegą. W środku nocy. Z prowiantem. Aparat, kamera, plecaki i my. Czy trzeba dodawać coś jeszcze? Zanim nie uzyskam zgody na publikację wszystkich zdjęć, umieszkam tylko kilka...

Deptak, właściwie centrum Bury. Miejsce, do którego od samego początku zapałałem niezwykłą sympatią- w minionym roku, latem, widziałem te miejsce po raz pierwszy, był upał, mnóstwo obcych ludzi i mój entuzjazm z pobytu w UK... dziwnie jest teraz patrzeć na te miejsce wyczyszczone z ludzi, martwe i ciche. "28 dni później" mi się przypomina, ale jakoś bólu nie czuję. Chyba przywykłem do Bury, na tyle, żeby entuzjazm ustąpił miejsca rutynie. Przerażające, jak mało czasu na to potrzeba...


Idąc dalej dostajemy się do centrum miasteczka. Kościół, tak jak wszystko wokół, w stylu wiktoriańskim. Mi to bynajmniej nie przeszkadza.


A na Silver Street proszę ja Ciebie siedziała jakaś dziewczyna. Are you okey, Ce pa sa, daswidanjia, nic, ale to kompletnie nic nie wytrąciło jej z równowagi. Oczywiście staliśmy obok i bezczelnie klepaliśmy fotki, nie szanując faktu, że dziewczyna chce sobie poczytać książkę o drugiej nad ranem przy świetle księżyca którego zresztą nie było. Totalny bezruch, ale nie paraliż. Jednym słowem- Sio, leszcze.
No to poszliśmy.


Obok stacji. Ten placyk mijam zawsze ilekroć jade do Manchesteru. Po lewej postój taksówek, po prawej Bury Market. Na wprost Mill Gates i zieloniutki, żabi wręcz budynek. Taki zielony rodzynek w brązowym cieście.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

niesamowity klimat wyludnionego miasta noca

pejot pisze...

Coś w tym było... z jednej strony, szkoda, że fotki nie mają w sobie życia, ale z drugiej absolutnie nikt mnie nie rozpraszał i mogłem spokojnie sobie kadrować, ustawiać i marudzić przy statywie... w B-stoku bym tak sobie nie pomarudził za długo...