poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Reaktor nr. 4. Czarnobyl.

Dojeżdżamy na teren elektrowni. Ciężkie, ołowiane niebo posępnie przetacza się nad Strefą... Pomyśleć, że właśnie to miejsce było centrum największej psychologicznej katastrofy w historii ludzkości.


Grzecznie przepuszczamy ludzi spieszących do pracy, i ustawiamy się w kolejce - strażnicy muszą nas przeliczyć i sprawdzić paszporty. W tym momencie jest absolutny zakaz robienia zdjęć (zresztą tak jak wszędzie - nie wolno fotografować strażników)


Strażnicy sprawiali wrażenie nieco znudzonych, i może dzięki temu weszliśmy na teren elektrowni bez żadnych problemów, które, jak się później miało okazać, Ukraińcy bardzo lubią stwarzać. Po terenie elektrowni zadziwiająco sprawnie przemieszczaliśmy się starym, klimatycznym autobusem.


Oto jesteśmy. Pierwsze wrażenie?... Boże, jakie to... małe! Sam sarkofag ma ok 10 pięter, z kominem będzie pewnie 20, 25 piętrowej wielkości konstrukcją. Szukałem w Internecie informacji jaka jest wysokość całkowita reaktora, ale nie udało mi się takowej znaleźć. Jeśli ktoś będzie wiedział, proszę o info w komentarzach... Stojąc u samych stóp reaktora nie czuć jego wielkości - co innego z odległości kilku kilometrów - dopiero wówczas widać, jaki jest olbrzymi.
Kolejny zakaz - fotografowania bramy wjazdowej.


Dozymetr wskazuje 0.39 μSv/h. Pomiar ok. 100 metrów od reaktora.
Promieniowanie w centrum Warszawy - 0,32 μSv/h...


Na ulicach Prypeci promieniowanie było jeszcze niższe. Oczywiście, nie jest jednak tak kolorowo - wystarczy znaleźć coś metalowego, zbliżyć dozymetr do gleby (zwłaszcza mech), i wskazania lecą ostro w górę. Na wyjeździe sporo było ludzi, którzy za cel postawili sobie znalezienie miejsca o największym wskazaniu radioaktywności - słyszałem o pomiarach rzędu 200 μSv/h., widziałem też zdjęcia na potwierdzenie. Tak wysokie skażenie było chociażby w chwytaku, którego używali przy awarii reaktora.


Bardzo liczyłem na zobaczenie stacji kolejowej Janów, niestety "była w remoncie" - taki kretyński pretekst wymyśliły osoby decyzyjne, żebyśmy nie mogli tam dotrzeć. Zamieszczam więc najlepsze zdjęcie stacji, jakie udało mi się zrobić - mimo, że nawet jej nie widać.
Ale ja wiem, że ona gdzieś tam jest... i czeka...

My tymczasem dojeżdżamy już do zamkniętej strefy - pilnie strzeżonego rejonu wokół miasteczka Prypeć.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wasz dozymetr (radziecki Polaron) nie jest chyba w najlepszym stanie. W Warszawie poziom promieniowania to około 0,11 μSv/h, natomiast na wysokości pomnika pod Sarkofagiem - około 2-3 μSv/h. Oczywiście należy dodać, że w Zakopanem na Krupówkach stale jest powyżej 1 μSv/h i nikt tam jeszcze nie wyłysiał ani nie oślepł. W każdym razie nie od promieniowania.
MAR

pejot pisze...

Zauważyłem, że każdy dozymetr pokazywał tam co innego, nasz (właściwie kogoś z grupy, bo nie mieliśmy swojego) nie był wyjątkiem... Po podpisie rozpoznaję, że pan Marek? Pozdrawiam! :)